No wlaśnie zacznę od początku. Przed wczoraj mialam się spotkać z tym kolegą na Paprocanach w Tychach jednak on nie dotarl (teraz może tylko żalować :p ). Zaraz obok bramy glównej bylo pole namiotowe, gdzie przed jednym z namiotów siedzial Piotrek (mój byly) ze znajomymi. Od razu się tam udalam. Tymi znajomymi byl Krzysiek (ksywa Hoffman) i jego siostra. Piotrek z Anią sobie gdzieś poszli, a ja zostalam z Hofim i rozmawialiśmy, super nam się gadalo. Potem byl taki moment, a raczej takie pól godziny, kiedy bez przerwy patrzeliśmy sobie w oczy... To bylo coś niesamowitego, leżeliśmy na kalimacie i tak nic nie mówiąc, patrzeliśmy się na siebie :) Od tamtego momentu caly czas bylam z Krzyśkiem, razem wszędzie chodziliśmy itd. Mialam zostać spać pod namiotami, jednak plan nie wypalil - starzy. Ale to nic wrócilam i tak baaardzo późno, a dnia następnego od razu rano znów tam przyjechalam. Ten dzień w ogóle byl suuuper. Poszliśmy w czwórkę na lajby. Nie dość, że dostaliśmy straasznie usyfioną lódkę i musieliśmy sobie ją wyczyścić. To jak już wyplyneliśmy na jezioro, nagle coś strzelilo i maszt się przewrócil. Totalna porażka.... Gdybym siedziala bardziej na środku to dostalabym nim w glowę, pewnie już by mnie tu nie bylo, Piotrek dostal po ramieniu, a Krzysiek po plecach, na szczęście nikomu nic się nie stalo. Od razu jacyś ludzie docholowali nas do tego niby portu i ja z Hofim poszlam. Oni wszystko naprawili i Piotrek z siostrą Krzyśka zostali, ale to byl mój pierwszy raz i muszę przyznać strasznie się wystraszylam. Nie dość, że ten pierwszy raz zaczęlam od czyszczenia lajby, to skończyl się totalną porażka... No cóż życie. W sumie potem caly czas bylam z Krzysiem i spotkalam kilku znajomych. Bylo naprawdę fajnie, naprawdę bardzo mi się podobalo. Koniec narzekania :) Dobrze się bawilam i nie myślalam o tym glupich problemach. Ale teraz znów jest inaczej... Wszystko się tak glupio przeplata, te dobre chwile z tymi zlymi.
Dziś moja mama wrócila z zakupów i nagle na caly glos powiedziala (do mnie i do taty): Wiecie co wam powiem! A ja wyskoczylam z pokoju i pytam co? A ona ciocia H. nie żyje (nie jest moją ciocią, ale chrzestną, zawsze tak na nią mówilam). Nagle poczulam, że mi slabo i nogi mi się uginają, usiadlam na podlodze i lzy same zaczely mi splywać po twarzy. Wciąż nie mogę sobie uświadomić, że moja ukochana, najlepsza na świecie ciocia nie żyje. Zostawila malą dziesięcio letnią córkę z ojcem alkoholikiem. Mala jeszcze nic nie wie, a jej siostra nie wie jak jej to powiedzieć. Nikt nie wie... żeby I. (siostra malej) mogla zatrzymać A., uplynie sporo czasu i tylko poprzez drogę sądową. Jakie to smutne, tak mi żal tej malej. Za 4 dni mialy być jej urodziny... mialam jeszcze przed nimi ją odwiedzić... ;( Moja mama chodzi teraz caly czas zdolowana, nie dziwie jej się, to byla jej najlepsza przyjaciólka, praktycznie cale życie razem spędzily. Zawsze sobie pomagaly. O jeju, ale mi glupio, nie wiem co mam ze sobą zrobić i jak mamę pocieszyć. Sama siebie nie potrafię pocieszyć. Smutno mi...
I w sumie to tyle co się wyadrzylo. Caly czas siedze na kompie i robie wszystko i nic. Weszlam na irca na kanal naszego miasta i zaczelam z pewnym kolesiem rozmawiać. Okazalo się, że byl też na paprocanach i w tym samym czasie byl, jak nam ten masz spadl. I w sumie wiemy kim jesteśmy. Należy tam do klubu i powiedzial, że jak ktoś wypożycza lódkę to zawsze dają tą najgorszą i jeśli kiedyś będę chciala poplywać, to mam mu powiedzieć, to wtedy poplywam za darmo i na porządnej lódce. Milo z jego strony :) Idę trochę poczytać i nie myśleć.